poniedziałek, 11 stycznia 2016

Zbudzone ze snu dziecko


Kiedy śpisz a twój mózg wypoczywa Twoja psychika pozostaje w innym wymiarze. Zerwanie człowieka ze snu powoduje szereg złych następstw. Najgorszym z nich jest dezorientacja i zaburzenie ciśnienia krwi, dające uczucie bezsilności. Tak mi się wydaje. Dlatego służby specjalne wpadają do domu o 5-6 nad ranem żeby cie zaskoczyć. W życiu codziennym też sa tacy antyterroryści co cię mogą zaskoczyć i wywlec z łózka. Mówię oczywiście o małych dzieciach. Moja córa jest mistrzem wyrywania mnie z łóżka. No ale "Tato KASZKĘ!!!!" słyszę podświadomie w jej łzach. Nie powiem, że zrywam się jak skowronek z łózka i biegnę do kuchni. Raczej staram sie moje zwłoki zwlec z prześcieradła i nie otwierając oczu dotrzeć do kuchni gdzie wymacam butelkę. Czy jestem złym ojcem że tak robię? Nie!


No cóż - nie o tym miał być ten post. Bardziej chodzi mi o inne dziecko jakie budzi się i doprowadza nas do rozkojarzenia przygnębienia i załamania psychicznego. To dziecko jakie budzi się w nas to my sami. Nasze alter ego? w niewielkim stopniu, bardziej nasze dzieciństwo, z którym nie daliśmy sobie rady. Dlaczego nie lubię myć samochodu? Ile razy żona prosi o to zaczyna sie nie miła atmosfera. Problem tkwi w tym, że musiałem myć auto mojego taty (co sobotę) i zawsze źle umyłem. Srałem i rzygałem na przemian tym tematem. I do dziś nie cierpię myć samochodu. Przez bardzo długi czas balem się, że nie ma przy mnie mamy. Nawet już jako 19 letni chłopak bałem się być poza domem - czułem lęk i dyskomfort. Zawsze wolałem, zeby był ktoś kogo znam blisko. Jak zamieniałem szkołę na liceum trafiłem do klasy gdzie kompletnie nikogo nie znałem. Odechciało mi się żyć. Udało mi się załatwić przeniesienie do innej klasy do moich znajomych. Jakoś skończyłem to liceum.Na studiach natomiast pozostałem sam. Była to trauma - trauma, która dała mi siłe do przebicia. Powiedziałem sobie, że umiem rozmawiać z ludźmi i dotrzeć do nich. No i sie udało. Dziś jak patrze na ten lęk dochodzę do wniosku, że narodził się w przedszkolu. Moja mama nie zdążyła mnie odebrać z przedszkola więc poprosiła znajomą, której nie znałem o to żeby mnie zabrała z przedszkola i zaprowadziła przez mały las do mamy do pracy. Wyobraźcie sobie, że do dziś pamiętam jak mnie szarpała za rękę żebym poszedł. Ja bałem się, że ona kłamie i mnie zabierze i już nigdy mamy nie zobaczę. No ale chyba nie jestem sam kto przeżył podobną historię. Tylko człowiek z F31 nawraca do przeszłości i ją utrwala. To był lęk osamotnienia i obcych ludzi. Ludzi boje się do dziś. Zawsze walczę z tym dzieckiem. Ale gdy obudzi się ono we mnie, droga jest tylko w jedną stronę. Widzę zdjęcia czarno białe gdzie moja siostra daje mi i odbiera lizaka, żebym płakał. Widzę mojego ojca jak siedzi wkurwiony na fotelu a jego polik pulsuje z nerwów. Widzę moją mamę płaczącą bez powodu - i dziś będąc dorosłym wiem, że tych powodów było mnóstwo. Każdą niedzielę gdy wracaliśmy z kościoła na śniadania a ojciec robił w domu piekło na ziemi. Pamiętam jak moja mama pakował moje zabawki do szarego worka. Ja strasznie prosiłem, żeby ich nie brała. Każdą z moich zabawek personalizowałem. Mama obiecała, że da je na strych. Jednak je wyrzuciła, lub oddała komuś. Często moje rzeczy były bez mojej wiedzy wyrzucane - "nie wolno się przywiązywać do przedmiotów".



Wyrzuciłam twoje buty i kupiłam nowe bo tamte wg mnie byłby już złe. "A wg mnie?"


Nagle w 5 minut to małe dziecko dorasta będąc chłopcem uderzonym kijem od miotły za nic. Chłopakiem, który odwraca się o dostaje w plecy taboretem od ojca lub jako prawie mężczyzna 22 letnim dostaje po prostu w ryj i zostaje wyrzucony z domu. Wiem Ojciec mój jak ja choruje. Ja to wszystko zostawiłem w sobie i z tym nie wygram. Nie mogę sobie tylko wybaczyć gdy przegram i dam klapsa synowi. Przychodzę do niego i przepraszam go tłumaczę dlaczego tak sie wydarzyło. Nie chce aby w nim budziło się zalęknione dziecko. Jestem już starym koniem - a moje życie to nadal zasikane dziecko w pieluszce, które patrzy na awanturę bezradnie.

a u was jakie dziecko się budzi?




16 komentarzy:

  1. Kazdy z nas ma jakies wspomnienia, dobre i zle. Zycie to nie bajka. Kiedy wspomne moja mame i jej borykanie sie z zyciem, niedostatkiem i dwojka corek...kiedy wracam do tych wspomnien, czesto mam lzy w oczach. Tak bardzo mi jej brakuje, zrobilabym wszystko zeby zyla i byla teraz ze mna. Zapomnialam to co bylo zle i trudne a bylo...widzialam jak jej jest ciezko..,czesto nie bylo jedzenia w domu wiec jadlysmy chleb z cukrem jak byl albo z kisielem. Mama byla dozorczynia oraz roznosila mleko. Na zmiane z siostra wstawalysmy o 5 rano i pomagalysmy na wyzszych pietrach. Z lopata zima tez musialysmy pomagac przy sniegu. Teraz, po latach uwazam to za najpiekniejszy czas, bo byla mama. Kiedy zmarla moj swiat sie zawalil...do dzisiaj nie moge pogodzic sie z jej odejsciem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis! Miałem podobne odczucia do Twoich w dzieciństwie, to ciekawe, że ChADowcy mają pewne punkty wspólne...

    OdpowiedzUsuń
  3. mamy te same cechy mam do czynienia z czadowcami i widzę że postępują podobnie jak ja... aja spotkam kogoś z czadem a nie wiem, że ma to okazuje sie że ma on typowe zachowania afektywne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tata odszedl z naszego zycia, kiedy mialam 6 lat. Pamietam noc i mame placzaca i ubierajaca mnie na pienku drzewa przed domem. Samochod z kogutem i milicjant prowadzacy ojca z siekiera w reku. Taki obraz ojca zapamietalam. Zalozyl druga rodzine i ta druga zona odkryla u ojca schizofrenie. W tamtym malzenstwie urodzilo sie dwoje dzieci. Chlopiec i dziewczynka. Ojciec nie zyje od paru lat. Na pogrzebie widzialam rodzenstwo ale oni nie chca kontaktow. Ojca siostry poznalam na pogrzebie dopiero i dalam telefon ale one rowniez nie byly zainteresowane.

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak tu wyczyścić z głowy taki obraz... nawet nie wiesz jak mi smutno... Tato jest bardzo ważnym elementem wychowania dziecka. Wydaje mi się, że troche jesteśmy niekompletni gdy nie mam taty lub mamy. Dlatego robie wszystko co w mojej mocy żeby być tatą

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak...masz racje...zawsze czulam sie gorsza, z zazdroscia patrzylam na kolezanki, po ktore przychodzili ojcowie do szkoly. Ale tez czesto slyszalam klotnie rodzicow albo placze dzieci za sciana i wtedy bylam zadowolona, ze nie mam ojca tyrana, ktory bije dzieci. Mama nie miala wyksztalcenia wiec ciezko pracowala zeby nas utrzymac. Nie miala juz sily na wywiadowki w szkole, czy spacery niedzielne. W wigilie zawsze bardzo plakala. Dzielenie oplatkiem bylo dla mnie przykre i dlatego nie cierpie tych swiat. Nigdy mnie nie przytulila i nie powiedziala, ze kocha...ale ja wiedzialam, ze tak jest..,czulam to, ze kocha. Byly czesto burze w domu bo wszystkiego brakowalo i mama byla rozdrazniona ale nie mowila o tym dzieciom.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszyscy z dysfunkcyjnych rodzin mają pewne punkty wspólne. Wylądowałam kiedyś na takiej dwuletniej terapii grupowej -byłam jedna z kilkunastu osób z traumami z dzieciństwa, albo raczej osób bez dzieciństwa. Moje wewnętrzne dziecko jest przedwcześnie dorosłe, a od wspomnień usiłuję uciekać w kreatywne hobby.(tylko dlaczego ten wolny czas jest raczej jakimś mitycznym tworem:P )


    Moje f31 nie jest takie ewidentne (bo nie miałam manii), od 12 i pół roku bujam się po lekarzach i szpitalach - diagnozy zahaczaja o depresję, nerwice i zaburzenia lękowe. Mam wrażenie ze farmakoterapia jest paliatywna, a tu trzeba żyć i funkcjonować.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczynam rozumiec dlaczego jestem taka nadwrazliwa i glodna uczuc. Jest we mnie tyle pragnien, tyle uczuc...czasem mam taka gonitwe mysli i pragnien. Marzenia, ktore sa nierealne pewnie...nie w tym zyciu, jesli jest jeszcze inne zycie. Jestem tak bardzo nieszczesliwa w zwiazku. Z czlowiekiem, ktory mnie nie szanuje, ktory jest chory, bo ponoc ma uszkodzony system nerwowy. Czy ja powinnam sie poswiecic czlowiekowi, ktory moje zycie zamienil w koszmar? Moze juz dla mnie za pozno na szczescie, milosc...moze to utopia...nie ma milosci, nie ma szczescia...tylko w kinie. Tak nieraz marze o przytuleniu, poglaskaniu po glowie, milym slowie..,

    OdpowiedzUsuń
  9. też sam w głowę zachodzę co będzie dalej - jeśli będę męczący dla bliskich czy powinni być przy mnie czy pozwolić odejść im? " w zdrowiu i chorobie.." ale kogo zdrowiu i chorobie. Czasami kogoś choroba niszczy nam zdrowie. Nie umiał bym żyć w koszmarze dnia..... nie odpowiem ci czy być czy odejść.
    Tylko jeden raz odwiedzamy świat...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zycie mamy tylko jedno...to prawda...zawsze bylam pelna optymizmu i radosci zycia. Marzylam o milosci i szczesciu ale zle wybieralam a moze taki moj los. Co za zrzadzenie losu, a moze fatum...ojciec chory na schizofrenie a ja majac wielu adoratorow wybieram chorego psychicznie. Jestem po kilku incydentach depresji i po raz pierwszy zdarzylo sie to po slubie z nim. To moj drugi maz...od pierwszego ucieklam z powodu jego alkoholizmu. Mialam wtedy 30 lat. Zostalam samotna matka, z corka 6 letnia. Po 10 latach walki o byt, o przetrwanie i wychowaniu dziecka poznalam tego mezczyzne w pracy. Przez te 10 lat dostalam tak w kosc od podlych i zawistnych ludzi, ze nie patrzylam na uczucia ale chcialam odpoczac przy boku mezczyzny...nie bylam juz sama. Moja sytuacja materialna i mieszkaniowa zmienila sie diametralnie. Zamienilam. Moje mieszkanie w obskurnej starej kamienicy na bloki. Kobieta byla zadluzona i zgodzila sie na zamiane. Nareszcie nie musialam dzwigac wegla, palic w dwoch piecach i uzerac sie z alkoholikami, mieszkajacymi w tym budynku. Myslalam, ze los sie do mnie usmiechnal, ze juz bede szczesliwa zawsze. Ale los chyba ze mnie zakpil...okrutnie. Co dzien modle sie zeby nie bylo nawrotu choroby u mnie i zebym miala spokojny dzien, bez awantur.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie sadze zebys byl dla najblizszych tak uciazliwy. Jest w tym co piszesz dobroc i czuje wrazliwosc ogromna. Zdajesz sobie sprawe z choroby ale jednoczenie martwisz sie o rodzine i dobra materialne. To ogromne obciazenie dla. Ciebie. Czuje. Twoja frustracje i bezsilnosc w tej walce o byt rodziny. Z kolei ja zupelnie inaczej to wszystko przezywam. U. Ciebie w rodzinie jest milosc i cieplo a u mnie ciagle awantury o wszystko. Zyje z dnia na dzien na wariackich papierach. To mnie wyniszcza wewnetrznie. Bylam zdrowym czlowiekiem. Teraz nie ma w moim organizmie zdrowego miejsca. Musze uwazac na kazde slowo i nie wolno mi zwrocic uwagi za obsikana deske, czy majtki lezace od dwoch dni pod zlewem. Nie wolno mi prac 2 × w tygodniu, nie wolno mi myc podlogi w pokoju bo parkiet sie niszczy. Nie wolno mi brac dwa listki papieru toaletowego. Czasami sa to tak absurdalne zakazy, czy nakazy...paranoja...ale jest nadzieja na zakonczenie tego. Mam kupca na mieszkanie. Uwolnie sie..,

    OdpowiedzUsuń
  12. też czułem w środku takie bezsensy - dalej je czuje ale mówię im "niszczycie mi życie" - raz wygrywam raz przegrywam. Jeśli są to nakazy dla mnie to spoko ale jeśli widzę ze innym przeszkadzają - staram się nie zwracać na to uwagi lub mówię wprost - "jeśli możesz nie pij z mojego kubka bo go bardzo lubię i tylko z niego pijam kawę - pozwolisz ze zrobię ci kawy nowej w innym kubku?"
    Nazywanie rzeczy po imieniu pomaga wdać się w dialog - tylko do dialogu trzeba dwojga....

    OdpowiedzUsuń
  13. Pieknie to ujales...do dialogu trzeba dwojga...wlasnie w tym caly problem, ze nie ma dialogu...ten czlowiek bie rozumie, ze nie wolno mnie ranic, ze szacunek to podstawa w relacjach damsko meskich. On nie rozumie, ze rani, ze chamstwo to nie jest najlepszy sposob na zycie. Nie liczy sie ze slowami. Zachowuje sie jak rozkapryszony bachor, ktoremu wszystko wolno bo jest silniejszy. Tyle wulgaryzmow i obrazliwych slow na co dzien slysze, ze czasami lapie sie na tym, ze ja tez juz bluznie czesto...i w myslach i na glos. W glowie mam jeden wielki huk...moje ocalenie to mieszkanie...tego sie teraz uczepilam...

    OdpowiedzUsuń
  14. to co jemu zrobiono w życiu?

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem co jemu zrobiono w zyciu i czy cos zrobiono...mial normalne dziecinstwo i oboje rodzicow....

    OdpowiedzUsuń