"...bo szlachetniej jest dać się pokonać przez życie, niż zginąć z własnej ręki..." Wilk Stepowy
Wytłumacz człowiekowi, który patrzy na świat przez dziurkę od klucza, że jest coś więcej niż on widzi. Wyjaśnij mu, że nasze życie to drzwi które otwieramy idąc dalej - te, których boimy się ruszyć stoimy w miejscu. Wiele historii samobójczych związanych jest z nieszczęśliwą miłością. A i u mnie tak było. Człowiek zbytnio idealizuje drugą osobę i za bardzo demonizuje siebie stawiając życie w kontraście.
Lato, wakacje śpiewają ptaki, niebo niebieskie, zielone liście. Miałem chyba z 14 lat (teraz gdy to napisałem widzę że byłem dzieckiem - tylko kilka lat starszym od mojego syna). Wiem, że mama weszła do pokoju i zobaczyła moje ręce pocięte żyletką. Nie wiem co chciałem osiągnąć, nie wiem po co, nie potrafiłem nawet odpowiedzieć jakie uczucia mną kierowały. Przeszedł tata - myślałem, że mnie skrzyczy. On obejrzał ręce czy nie ma pociętych żył. Dziwne, że usiedli i nic nie mówili. Dostałem sweter z długim rękawem - żeby zasłonić ręce. Pamiętam -na drugi dzień stałem na mszy koło kościoła w pełnym słońcu. Miałem na sobie ten sweter.
Ta sytuacja nie była nagła wiem, że narastała we mnie długo. Więc moje myśli były zorganizowane już od jakiegoś czasu - roku, dwóch wstecz. Dziś tak bardzo martwię się o mojego syna. Będącego u progu tego wieku co ja i mówiącego czasami rzeczy przerażające. Staram sie mu opowiadać o życiu, o szczęściu o pięknej przyszłości - choć sam czasami nie wierze w to.
Po tej sytuacji u mnie męczyłem się jeszcze 5 lat. Ciągle z myślami samobójczymi. Po drodze była wielka miłość. Od której się uzależniłem. Po tych 5 latach walki dostałem wspaniały prezent. Ciężki wypadek samochodowy. Do dziś gdy zamykam oczy i pomyślę o nim widzę to co sie tam działo. Słyszę ten huk, czuję jak łamią się kości i nie ma bólu. Jak dziwne było dla mnie to, że nic nie boli. Nawet uderzenie głową w szybę nic nie bolało. Pewnie to śmieszne ale pierwsza myśl była taka, że już umarłem a to resztka świadomości. Kiedy poczułem pustkę w sobie wystraszyłem się. Pierwszy raz szczerze się pomodliłem. Chciałem wrócić i mieć jeszcze jedną szansę - szanse na żonę i dzieci... Wróciłem. Wyszedłem sam mimo ciężkich obrażeń. Zobaczyłem swoje odbicie jak stoję w podartych ciuchach zalany krwią.
Wróciłem do domu inny. Powiedziałem mamie, że już wiem czym jest śmierć i nie chce umierać - nie zrobię sobie nic złego. Nagle dziewczyna, w której byłem zakochany nie była ostatnią deską ratunku w moim życiu. Zacząłem przyjmować to co było mi dane. Nie z dnia na dzień bo potrzebowałem czasu na to ale.... Związałem się tą moją miłością. Pewnie nie był to dobry związek bo byłem toksyczny. Zazdrosny i zaborczy. Obawiałem się zdrady braku zrozumienia i braku miłości. Od takie szczenięce niedojrzałe myśli.
Co zmieniłem w życiu? lęk przed jutrem - zamieniłem na nadzieje o pojutrzu. Uwierzyłem, że jeśli oddasz cukierka dostaniesz dwa. Zrozumiałem, że nie warto umierać z własnej ręki bo nie wiesz jak karta się odwróci. Czy wyzbyłem się myśli auto destrukcyjnych? NIE! to pozostaje jak blizna na ciele. Czasami powraca to na nowo.
Kochałem tą moją miłość, aż przyszedł moment, w którym Ona postanowiła "uciec". Przeniosła się o 850 km ode mnie a potem o 1457 km. Cóż mi pozostało zapewnienia, że będziemy razem nic nie dały. To nie czasy kiedy komunikacja internetem była taka jak dziś. Jedynie koślawy mail o smsie zapomnij. Odchodziłem od zmysłów. Chciałem tam pojechać bo obawiałem się zdrady (pewnie i słusznie). Doszedłem do wniosku "kochasz - pozwól odejść" .
W moim życiu poznałem tysiące kobiet - żadnej nie potrafiłem kochać bezgranicznie. Od czasu wypadku zacząłem wierzyć i modlić się. Jedynym wyjściem z miłości poza samobójstwem upatrzyłem w Bogu. Poprosiłem go o pomoc. Aby nie być egoistycznym i nie niszczyć Jej - mojej miłości życia, pozwoliłem jej odejść. Poprosiłem Boga o to abym znalazł miłość życia - ku mojemu zdumieniu poznałem ją na drugi dzień po zerwaniu z miłością odległą.
Pewnie zastanawiasz się po co pierdole o tej historii. Otóż mój kochany samobójco wiedz, że gdybym wtedy nie widział nadziei na lepsze pojutrze - nie miał bym dziś dzieci i żony o jakiej marzyłem. Mogłem dramatyzować jak tym pierwszym razem - ale postawiłem na nadzieje.
Znam cię Samobójco wieszający się w pokoju, mordujący bliźniego i zabijający siebie na końcu, sąsiedzie co rękoma pociąg rozpędzony zatrzymujesz, kuzynie co trujesz się w samotności. Znam was. Byliście gdzieś w koło mojego życia. Ja was nie skreślam ja was rozumiem. Przykro mi, że dziś nie możecie spojrzeć na te problemy jeszcze raz na chłodno. Były demony, były długi - nieszczęśliwe miłości. Każdy z nas ma swój powód przypierający nas do muru. Miałeś dzieci małe i rzuciłeś się pod pociąg, miałeś syna a odebrałeś sobie życie. Do dziś widzę łzy waszych dzieci. One nie rozumieją - nigdy nie zrozumieją. My nie rozumiemy.
Dziś jak wy od lat zmagam z się myślami przez oszustwo finansowe sięgające pięciu zer. Ostatni mój pomysł skończył się niedawno gdy ze sznurkiem poszedłem na spacer. Ocknąłem się. Dziś jest mi już trudniej. Udaje synu przed tobą uśmiech. Wiem, że gdybym to zrobił - wszyscy by mówili "jego ojciec sie powiesił" a mój efekt motyla mógłby w twej głowie zrobić burze o nazwie "przecież mój tata się powiesił to i ja tak skończę". Jest mi trudno widzieć, że będzie dobrze. Proszę od 7 lat Boga aby odsunął ten kielich ode mnie - nie jestem wstanie spłacić tak ogromnych długów. Dla jednego to lewie kilkadziesiąt tysięcy monet - dla mnie całe życie.
Kochany samobójco jakim jestem pozwól mi żyć. Moje życie dziś nie kosztuje uczucie od kogoś tylko pieniądze a te pieniądze kosztuję uczucia do moich dzieci.
Polecam piosenkę i jej tekst "Nadzieja ostatnia umiera"
Dobrze napisane... Marku...
OdpowiedzUsuńNa pewno komuś pomoże... Pasowało by i Tobie ktoś pomógł....
Skoro Bóg Cię nie zabiera na drugą stronę, znaczy że jesteś Tu potrzebny...
I Bóg Cię nie zostawi... a Kielich,,, nie wiem czy chodzi o samo życie,czy problem z długiem,. Powiedzmy ze chodzi o dług.... Piszesz ze wymodliłeś sobie dobrą żonę,,, to i wymodlisz SPOSÓB na DŁUG... posyłam link , działa... zobaczysz. .... http://swiatlopana.com/2330/jezu-ty-sie-tym-zajmij-o-zaufaniu-bogu/ Nie wiem czyje te oszustwa podatkowe? Twoje? , czy kogoś? / Jeśli kogoś to znajdzie sie sposób ,, na oszusta,,, Jesli Twoje, to znajdzie się sposób na spłatę,,, ale mam nadzieje ze sie poprawisz, bo oszustwa, z natury są złe, każde i nic dobrego z nich nie wynika... a z ich powodu jest tylko co raz gorzej...... Alicja...
Kielich - dług
OdpowiedzUsuńTo oszustwo przeciwko mnie ja nie zrobiłem nic co złamało prawo...
Nie wiem co On planuje ale odczuwam trwoge .........
Jeśli nie ma innego wyjścia, trzeba spłacić dług....
OdpowiedzUsuńPomyśli się... Spokojnie...
Jak chcesz,, napisz na email .. to poszukamy wyjścia z sytacji...
olan123@interia.eu
Co do Twoich problemów, o których napisałeś ' w' artykule'' , to wiem COŚ na ten temat.,,, cyt, , my nie rozumiemy,'''.....ja rozumiem,,,. i wiem jak to działa, i wiem jak sobie z tym poradzić..
Jesli Ty chcesz , to napisz ....
Alicja....
Napisałem mail
OdpowiedzUsuń"(...)Udaje synu przed tobą uśmiech. Wiem, że gdybym to zrobił – wszyscy by mówili „jego ojciec sie powiesił” a mój efekt motyla mógłby w twej głowie zrobić burze o nazwie „przecież mój tata się powiesił to i ja tak skończę”. Jest mi trudno widzieć, że będzie dobrze. Proszę od 7 lat Boga aby odsunął ten kielich ode mnie – nie jestem wstanie spłacić tak ogromnych długów. Dla jednego to lewie kilkadziesiąt tysięcy monet – dla mnie całe życie. (...)" dosłownie czuję się tak samo, ale dopiero zaczynam życie matki i żony z ChAD wcześniej wszystko było takie proste... mam 6mies. synka też piszę blog. Jeśli zauważysz ten komentarz, proszę napisz maila, gubię się w rodzicielstwie, może mi coś poradzisz....chad2015rat@gmail.com
OdpowiedzUsuńja może to źle, może nie ale staraqm się ubierać w skórę moich dzieci i rozumieć je.... nie wiem jakie masz problemy ale na wiele rzeczy jest ratunek - farmakologiczny ale przede wszystkim indywidualny.....
OdpowiedzUsuńmoge cię pocieszyć jeśli to stało sie nagle - moze byc powodem tego stanu poród. To sie zdarza, w takich przypadkach proces leczenie to maks 3 lata i wrócisz do normy
OdpowiedzUsuń